„Zdradziłam swojego męża. Niezbyt tego żałuję, ponieważ on nie ma dla mnie czasu. Nie ma też siły na seks. Gdy wraca do domu, pada z nóg. W łóżku tylko rzuca się koło mnie jak kłoda i natychmiast zasypia. Jestem mu potrzebna tylko do prasowania koszul i gotowania”
-No nie-szepnąłem patrząc przez okno-znowu pada. Wróciłem do pokoju i się zacząłem się przebierać. Po chwili wyszedłem z pokoju już przebrany i usiadłem na kanapę. Otuliłem się kocykiem leżącym obok i usłyszałem otwierające się drzwi od łazienki. Blondyn podszedł do mnie od tyłu i się schylił i mnie pocałował.
Translations in context of "Zmuszał mnie do jedzenia" in Polish-English from Reverso Context: Zmuszał mnie do jedzenia różnych rzeczy. Translation Context Grammar Check Synonyms Conjugation Conjugation Documents Dictionary Collaborative Dictionary Grammar Expressio Reverso Corporate
Nigdy nie osiągnie tego, co zamierzyła, jeżeli nie będzie umiała wyrazić tego, co myśli. Postać: Maria; Nikt nie chce cierpieć, a jednak wszyscy lub prawie wszyscy świadomie lub nie poszukują bólu, poświęceń, dzięki czemu mogą czuć się usprawiedliwieni, oczyszczeni, godni szacunku w oczach własnych dzieci, małżonków
Być MC tego chciałem Słuchałem, pisałem, pisałem, słuchałem Tworzyłem swoje i nie naśladowałem Ale są takie rzeczy, których się nie spodziewałem Że nasze produkcje tyle namieszają Że ludzie wciąż o naszą płytę pytają Tego chcieli to w końcu ją mają Jak oceniają od nich to zależy Robię tylko to co do mnie należy
Lecz nie będę stał w kolejce-Niech ten stoi- kto ma czas! Mnie się spieszy do zabawy Ja się muszę mocno pchać! Bo ja jestem najważniejszy-Mnie pierwszemu proszę dać Ustalają kto będzie odgrywał poszczególne role (własnymi słowami i ruchem wyrażają treść wierszy i opowiadań). Następuje prezentacja każdego zespołu.
. Synowie wielkich piłkarzy niejednokrotnie próbują iść w ślady sławnych ojców. Wychodzi bardzo różnie: Erling Haaland jest na najlepszej drodze, by po wielokroć przebić ojca, Paolo Maldini nie musiał mieć żadnych kompleksów przed Cesare, ale taki George Weah Jr mimo szkolenia w PSG nie osiągnął nic, Enzo Zidane zamiast rządzić Królewskimi, kopie się w Polsce ciekawym przypadkiem jest rodzina Domarskich. Rafał, syn strzelca legendarnej bramki na Wembley, był nawet w pewnym momencie rewelacją ligi i miał ofertę z Legii Warszawa. Niestety, jego karierę w wieku 24 lata poskładały tym czy cień sławnego ojca pomaga czy przeszkadza. O tym jak jego tata próbował ujmować presji, ale też zaszczepiać odpowiedzialność. O Stali Mielec z czasów, gdy organizacyjnie nie trzymało się tam kupy nic, o walce o piłkę, o kryzysie, gdy nie mógł jej już więcej DOMARSKI: Mecze taty znałem z telewizji. Jak mnie zaczęła interesować piłka, tata był już w Chicago, grając w tamtejszej Wiśle. Wszystkie decyzje, że idę na piłkę, na treningi do Stali Rzeszów, podejmowała było dorastać z ojcem na odległość?Na pewno, widywałem go w TV. Brakowało go, ale taki miał zawód, rozumiałem to. Przynajmniej raz w tygodniu były rozmowy telefoniczne, widywaliśmy się na święta, czasem wracał na tydzień, czasem na miesiąc. Wtedy, gdy był w domu, chciałem z nim spędzać każdą pan od taty jakiś prezent z Ameryki, który był chlubą dzieciństwa?Dostałem dres Adidasa z Wisły Chicago, mam do dzisiaj jego zdjęcia. Dostałem też korki pomarańczowe, spałem w nich nawet. U nas jeszcze długo takich nie pierwszy raz zobaczył pan bramkę taty na Wembley?Przy okazji jakiejś rocznicy. Minęło parę lat nim uświadomiłem sobie jak ważną bramkę tata odczuwalny ten cień taty za pana plecami?Tak, cały czas. Czy w szkole, nawet nauczyciele i dyrekcja, czy stawiając pierwsze kroki w piłce, wszędzie gdzieś odczuwało się: a, to ty jesteś synem Jana czy przeszkadzało?Do pewnego czasu było to miłe. Człowiek był i jest dumny z osiągnięć ojca. Ale w niektórych momentach nie pomagało. Może łatwiej było nawiązać mi kontakt z ludźmi, łatwiej było coś załatwić, ale zawsze było też porównanie. Byłem ledwie trampkarzem, a na każdym kroku czułem, że oceniają mnie przez pryzmat ojca. Ciężko mi z tym było początkowo. Zagrałem dobrze, strzeliłem, a i tak słyszałem:– A, ty to syn Jana Domarskiego? Ojciec jest się czasami, jakby każdy próbował mi wrzucić kamyczek do ogródka. Później uświadomiłem sobie, że nie mam na to wpływu, że tak będzie zawsze i jedyne co mogę zrobić, to się z tym byłem już zawodowcem, żartowałem z tego. Na przykład na kolejne pytanie dziennikarza odpowiadałem:– Jestem zdecydowanie też taka historia w Stali, że rzeszowski dziennikarz zaszedł mi za skórę. W tamtych czasach w gazecie, w której pracował, podawano wyniki z najróżniejszych lig. Dziennikarze wiedzieli, że ja i tata chodzimy na mecze, że wiemy co w trawie piszczy. Jak takiego zapamiętałem ze złej strony, wiedziałem, że na meczu nie był, podawałem mu zły wynik i tak szło to do koledzy z szatni jak do pana podchodzili? Problemem synów znanych piłkarzy jest często to, że według towarzyszy z boiska są forowani. Sebastian Mila, nawet gdy dostał powołanie do kadry juniorskiego rocznika, słyszał tylko: a, bo jesteś synem dawali tego poznać po sobie, ale dochodziły do mnie takie głosy, że jest mi łatwiej, że jak jest turniej, a ja dostaję nagrodę dla najlepszego zawodnika, to wielu pod nosem mówi niejedno. Jedyne co mogłem zrobić, to w następnym meczu i następnym turnieju udowodnić, że na nagrodę zasłużyłem. Bolało czasami, ale z każdym dniem byłem w domu presja, by został pan piłkarzem?Nigdy. Ze strony ojca nie było żadnego pan alternatywny pomysł na życie czy zawsze liczył się tylko futbol?Nie miałem dylematu, nic innego mnie nie interesowało. Boisko było dla mnie wszystkim. Ale początki nie były łatwe, ponieważ w momencie, kiedy byłem rocznikiem komunijnym, wpadłem pod auto. Graliśmy na podwórku – wtedy grało się „na ławkach” – piłka przeleciała na drugą stronę, ja nie patrząc pobiegłem za nią i stało poważne złamanie nogi. Wdała się też gangrena. Było zagrożenie amputacji. Wyciągnięto mnie ze szpitala w Rzeszowie i ratowali mnie w Piekarach Śląskich. Czekało mnie 9-12 operacji. Dziewięć miesięcy spędziłem bez rodziców. Na oddziale był zakaz ich wstępu, tylko wizyty gościnne. Pamiętam zazdrość, bo inne dzieci, jak pochodziły z Piekar, to chociaż rodzice podchodzili pod okno i jakiś ten kontakt codzienny jednak był. Ja widywałem swoich może raz na tydzień, robiliście dziewięć miesięcy na oddziale?Mieliśmy normalnie szkołę, nauczyciele przychodzili na oddział. Poza tym dużo graliśmy w karty. Na mundial w Hiszpanii dostałem od taty mały czerwony telewizorek. To była wielka radość. Pamiętam, była na oddziale duża dyscyplina, o 21 zaczynała się cisza nocna, ale ordynator pozwolił mecz z Peru, który zaczynał się później, obejrzeć ze starszymi się pan czuł, gdy pierwszy raz po wyjściu ze szpitala zagrał mecz?Radość duża, ale i kłopoty. W nodze zbierała się ropa. Owijałem ją bandażem, żeby trener nie widział. Czasami nie mogłem zginać nogi. Tak to się objawiało, co trzy miesiące, co pół roku, wykwitała ropna gała i musiałem iść do szpitala, gdzie zakładali mi drenaż. W końcu pewien lekarz powiedział mi, że muszę wzmocnić nogę. Zacząłem więc dodatkowo biegać. Wstawałem z samego rana, przed szkołą, by zrobić przebieżkę. Poza tym również rower, boisko… I faktycznie, to pomogło. Choć wątpię, by tamten lekarz był takim optymistą, gdybym mu powiedział, że chcę uprawiać sport wyczynowo. Chciał raczej bym normalnie którym momencie pana tata wrócił z USA do Polski?Jak byłem w trampkarzach. Ojciec przychodził na wszystkie moje mecze. To było bardzo mobilizujące. Nigdy nie zasiadał gdzieś blisko, często siedział sobie w samochodzie i stamtąd oglądał, ale ja zawsze go widziałem. Podpowiedzi nie było, chyba, że tego chciałem. Dopiero jak go spytałem, wtedy ocenił. Ale starał się ujmować mi ojca, która zapadła panu w pamięć?Najbardziej zapadł mi w w pamięć… jej brak. Gdy miałem swój najlepszy sezon w Mielcu, skontaktowała się ze mną Legia Warszawa. To był sezon 94/95, czas Legii idącej na mistrza, później grającej w Lidze Mistrzów. Nie byłbym rzecz jasna pierwszym napastnikiem, raczej trzecim, młodym uczącym się, ale jednak w bardzo mocnej telefon z informacją, że jest zainteresowanie, zapytali, czy mogą do mnie przyjechać, oczywiście zgodziłem się. Sytuacja była postawiona tak, że mam dwie godziny na decyzję i jeśli jestem na tak, od razu jadę na zgrupowanie. Wtedy zadałem ojcu pytanie: co mam robić? Czy zostać jeszcze w Mielcu, gdzie wszystko się układało? On odpowiedział:– Synu, to twoje życie i twoja decyzja. Żebyś kiedyś nie mówił, że podjąłem ją za ciebie i zrobiłem to w Mielcu. Uznałem, że mam jeszcze czas. Jak dziś przyjechali, to czemu mają nie przyjechać też jutro, za pół roku, za rok, gdy będę gotowy? Zależało mi też, żeby odpłacić się Stali, która wyciągnęła mnie z Rzeszowa i dała zagrać w Ekstraklasie. Ale pewne szanse pojawiają się raz w życiu. Przez pewien czas byłem nawet zły na tatę, że tak mi powiedział, ale po latach zrozumiałem, że miał rację. Uczył mnie odpowiedzialności za życiowe wybory. Każdy ma swoje życie, nikt go za nas nie przeżyje, nawet jeśli popełni błędy, to lepiej, żeby były własne niż pan czasem tej decyzji?Żałować to za mocne słowo. Ale myślę, że jakbym miał drugą szansę, to bym podjął inną decyzję. Może nawet jakbym miał 2-3 dni na przemyślenie wtedy wszystkiego, też bym podjął inną jakaś porada życiowa, którą jednak pan otrzymał i zapadła w pamięć?Być sobą. Nie udawać kogoś, kim się nie piłkarsko często pana warsztat był szlifowany z tatą?Nigdy nie powiedział mi co zmienić, ani co ulepszyć, chyba, że otwarcie o to spytałem. Najczęściej jednak powtarzał:– Synu, jeśli uważasz, że dałeś z siebie wszystko, to jest dobrze. Ale jeśli czułeś, że zrobiłeś coś źle, to więcej tego nie jak żywcem z Kazimierza przy jakiejś okazji narzekałem:– Tato, tyle człowiek daje z siebie, a nie zawsze są Synu, wybrałeś sport drużynowy. Nie zawsze indywidualnie będziesz usatysfakcjonowany. Dużo może być czynników, że akurat nie będzie sukcesów. Ale ty masz zawsze mieć poczucie, że dałeś co tylko mogłeś, że nie masz do siebie pretensji. Jeśli wracasz do domu i czułeś, że mogłeś dać więcej, ale tego nie zrobiłeś, rezygnuj ze pan wychowankiem Stali Rzeszów, tu debiutował w seniorskiej ze swoją klasą szkolny turniej, dostaliśmy zaproszenie do Stali, tak to już poszło. Pamiętam, że debiutowałem w Stali jako nastolatek, od razu w pierwszym składzie. Była taka sytuacja, że trener Zbigniew Gnida zwołał chłopaków z zespołu i pytał w szatni wprost, bo sam miał dylemat.– Chłopaki, albo młody, albo mnie było zaskoczeniem, że zrobił to przy wszystkich. Ale zespół tego dnia postawił na młodego, czyli na mnie. Strzeliłem i wygraliśmy, wydaje mi się, że był to mecz z Borutą Zgierz. Gdybyśmy nie wygrali, trener Gnida nie odzywałby się przez trzy dni do nikogo, nienawidził podjęła pana szatnia? Wtedy stosunki między starszyzną a młodymi były w stali taki trener bramkarzy, Mieczysław Kruk. Bardzo pomagał młodym. Przyszliśmy przed treningiem, to mówił:– Chodźcie chłopaki, szliśmy na bramkę, która stała na piasku, specjalne miejsce do treningu bramkarzy, a tam strzelaliśmy na przykład pierwszemu bramkarzowi, co dla juniora było przeżyciem. W Stali było też fajne, to że zawsze najlepszych sześciu juniorów dostawało „awans” na środową gierkę z seniorami. Tu jak wpadłeś w oko, miałeś szansę przyjść na kolejny trening. Działało Stanisława Skiby Stal Rzeszów miała ogromną szansę na awans do Ekstraklasy, choć na finiszu nie dostawaliśmy już żadnych pieniędzy, a trenowaliśmy sami. Ta bieda i kłopoty jednak nas spajały, byliśmy monolitem, kto nie miał, to zawsze od kogoś pożyczył. Pamiętam, graliśmy z Siarką, a w tym czasie Resovia z Jagiellonią. Brakło nam, że tak powiem, sąsiedzkiej pomocy, jakby Resovia urwała z osobami z tamtego sezonu, czy to piłkarzami Widzewa, czy trenerem Boruty Zgierz. To był dziwny sezon i dziwna spraw jest niewyjaśnionych do dziś. Szkoda, że to się tak potoczyło. Gdyby Stal awansowała, również pewnie część chłopaków z Resovii dostałaby szansę w Ekstraklasie. Finisz bardzo bolał, szczególnie biorąc pod uwagę jak mecz Resovii wyglądał. Straciły na tym oba kluby – za rok oba spadły. Jak poszedłem do Stali Mielec, to gdzie nie jechaliśmy w Polskę, wszyscy się z Rzeszowa śmiali. Pytali: jak można było w jednym roku mieć dwa zespoły walczące o Ekstraklasę, a w drugim dwóch spadkowiczów? Mówiono: rzeszowskie kluby sobie nie pomogły, no to oba pan, gdy akurat doszło do niecodziennej sytuacji: pan grał, a pana tata Stal prowadził. To zawsze budzi pytania, gdy ojciec z synem są w jednej było niezręczne. Aczkolwiek ojciec to dla Stali żywa legenda, miał wielki szacunek w szatni, nikt więc problemów nie robił. Była taka sytuacja w końcówce sezonu, dostaliśmy karnego. W przypadku pudła spadalibyśmy już wtedy, gol przedłużał nasze szanse. Przyszedł do mnie starszy kolega, który był wyznaczony do strzelania:– Młody, twój ojciec jest trenerem, legendą. Jak nie strzelisz, najwyżej cię wyrzucą. Mnie stanąłem do strzelania. Czułem tę presję, do dziś nie pamiętam samego momentu strzelania – wiem tylko, że trafiłem, ale niestety na koniec to się na tak wiele nie ze Stali Mielec była wybawieniem od trzeciej ligi czy miał pan inne oferty?Kluby na Podkarpaciu były biedne, mecze kontrolne graliśmy między sobą. Parę bramek udało się strzelić czy to Siarce czy Stali Stalowa Wola. W pewnym momencie dochodziły mnie głosy z Mielca i właśnie Stalowej Woli. Co najśmieszniejsze, była wtedy też komisja WKU. Pamiętam komentarze komisji, nie pamiętam czy to był chorąży, któryś z tych panów w każdym razie:– Domarski, bo tu już czeka na ciebie Śląsk i Legia. Decydujcie ja wybrałem studia, poszedłem na AWF. Kluby w tym czasie ostro negocjowały, Stal Rzeszów nie chciała mnie puścić, pierwsze sześć kolejek przesiedziałem na chciał pan iść skrótem do Śląska czy Legii?W głowie miałem to, że jestem Rafał Domarski, w wieku 17 lat debiutowałem w Stali Rzeszów, że sobie radzę, że jestem dobry. Byłem wyrobiony kondycyjnie, koledzy zawsze się śmiali, że można orać mną boisko. Jak mam iść w górę, to poradzę sobie sam, bez szatniach wówczas była ciut inna kultura, nie królował jarmuż jak że po wygranych meczach piwko się znalazło. Wychodziliśmy razem z żonami, z dziewczynami, na dyskoteki. Dzisiaj ciężko powiedzieć jak by to wyglądało. Nikt nie przesadzał, moja obecna żona czasem się denerwowała, że wcześnie kończymy zabawę, bo jutro mam trening, a przecież jeśli współczesny piłkarz zrobiłby podobnie, jedno zdjęcie wyjęte z kontekstu i mógłby mieć Stali Mielec trenował pan u Franza facet. Na pewno wtedy gorzej po polsku mówił, śmialiśmy się, że mamy zagranicznego trenera. Kładł nacisk na zaangażowanie, agresję, był mistrzem motywacji i dawał dużo swobody na boisku. Kiedyś nie dostawaliśmy jakiś czas pieniędzy i planowaliśmy strajk. Ugadywaliśmy to w szatni, po sąsiedzku była trenerska pakamera. Ściany z tektury, trener wszytko słyszał. Wpadł i zapowiedział:– Za pięć minut macie być na Nic więcej. Byliśmy na boisku za 3,5 minuty. A potem, po tym treningu, poszedł, wstawił się za nami, powalczył o nas i wywalczyliśmy w tamtych czasach powstało powiedzenie „organizacyjnie Stal Mielec”.Gdy mieliśmy problemy finansowe, zawsze w razie czego mógł pomóc zakład PZL. Jakoś swoimi kanałami klub pożyczał. Ale w momencie, gdy pojawił się Thomas Mertel, dyrektor zakładu powiedział:– Jeśli ten pan przejmie klub, nic już od nas nie zaufano bez zbadania co to za człowiek i zaczęły się wizje roztoczył?Złote góry. Potęga, Liga Mistrzów. Pojechaliśmy do Norymbergi na zgrupowanie. Mertel powiedział, że nas ubezpieczy u tamtejszych fachowców. Wchodziliśmy do gabinetu, lekarz stukał w kolano i wypuszczał. Potem Mertel pokazywał papiery, że nas na sto milionów ubezpieczył. Jak przyszło do kontuzji, nie było tego widać. Już podczas tamtego wyjazdu było widać, że coś jest nie tak. Jego firma to był pokój dziesięć na dziesięć, jedno biurko. Miał kontakty, więc na pierwsze mecze jeździliśmy wypasionym autokarem. Takiego wtedy w Polsce chyba nie miał nikt, bo był to autokar… FC Nuernberg. Rozkładane fotele do spania, z tyłu pokój do analizy, barek, w barku również piwo. Była taka sytuacja, że wracaliśmy z Gdańska, a kierowca po odstawieniu nas od razu jechał do Norymbergi, bo rano ta gdzieś jechała. Później i to się skończyło, jeździliśmy starym Ikarusem, takim jak była ówczesna szatnia Stali Mielec?Na pewno miałem do niej łatwe wejście, bo przeszedłem tutaj z chłopakami z Rzeszowa – Pawłem Klocem, Ryszardem Federkiewiczem, Januszem Czyrkiem. Środowisko mieleckie bardzo mi pasowało, do dzisiaj wspominam je z sentymentem. Do grania świetni piłkarze – Janusz Kaczówka czy mój partner z ataku Boguś Cygan. Na Bogusia można się było czasem powkurzać, że nie biega, ale żartowaliśmy, że jak Boguś jest w składzie, to zaczynamy od 1: sezonie 94/95 strzelił pan dziewięć bramek. Dobry rezultat jak na młodego piłkarza, było wtedy o panu głośniej?Wtedy właśnie, w trakcie, była oferta z Legii. Jakiś czas później interesowała się mną Amica Wronki. Nawet byłem już dogadany, miałem tylko podpisać kontrakt, spakowałem walizki. Grzesiu Lato pracował we Wronkach jako trener, przyjechał po mnie samochodem. Mówi:– Rafał, poczekaj, jeszcze w klubie mam coś do załatwienia i i wyjmuje mi walizki.– Rafał, jednak jedziesz do były czasy, piłkarz nie miał wiele do powiedzenia. Żałowałem, Amica była o wiele stabilniejszym klubem niż Hutnik, który zaraz spadł. Trafiłem do trenera Kasalika, z którym jak pojechaliśmy na zgrupowanie, to dzień w dzień biegaliśmy po górach. Wywoził nas autokarem na drugą stronę i trzeba było wracać w mocnym tempie na obiad. Raz już mieliśmy tego dość i wpadliśmy na genialny pomysł: zrobimy skrót. Tak ten skrót wyglądał, że wróciliśmy przemarznięci na zapadał w pamięć z tamtej szatni Hutnika?Łukasz Sosin zaczynał, wtedy jeszcze grał jako obrońca, przestawił go bodaj dopiero Romuald Szukiełowicz. W bramce stał Siergiej Szypowski. Na ataku Moussa Yahaya, jeden z ciekawszych zawodników z zagranicy, jacy trafili wtedy do Moussa potrafił znał języka, miasta, to czasem i zaginął (śmiech).W Hutniku pana przygoda z piłką się skończyła. Tydzień do ligi, ostatni sparing. Starcie z Markiem Bajorem, wydawało się, że to nic wielkiego. Miał być krótki zabieg w Piekarach. Przebudziłem się po zabiegu, doktor wziął mnie na rozmowę i mówi, że ma dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że operacja się udała, zła jest taka, że nie będę już grał w mu pan?A skąd. Nie mieściło mi się to w głowie. Walczyłem do końca, parę miesięcy trenowałem, próbowałem wrócić. Niestety zdrowia się nie oszuka, a na pół gwizdka nie miało to sensu. Jeszcze dałem się namówić na chwilę dla Struga po znajomości, pomogłem w barażu o III ligę z Sandecją, ale to był po wypadku w dzieciństwie było mocno wyeksploatowane. Tyle operacji na młodym organizmie zostawia ślad. Nie miałem smarowania w rzepce. Nawet o tym nie wiedziałem. Sukcesem w zasadzie dziś mogę nazwać, że doszedłem do Ekstraklasy i strzelałem w niej bramki. Aczkolwiek zawsze pojawia się mimo to zadra – dlaczego tak się pan czuł wtedy, w pierwszej chwili, gdy dotarło do pana, że to koniec z piłką?Przez pierwsze pół roku byłem zły na cały świat. Głupie pretensje. Gdyby nie rodzice i żona Agnieszka to nie wiem czy dzisiaj bym żył tak spokojnie jak żyję. Wydawało mi się, że jest coraz bliżej celu, że gram w lepszych klubach, że pewnego dnia przyjdzie wymarzone powołanie i zagram z orzełkiem na piersi jak ojciec, co zawsze było celem. A człowiek budzi się po zabiegu i słyszy, że nie może już robić tego, co kocha. Nie mogłem się odnaleźć, nie chciało mi się robić nic innego. Wtedy pomógł ojciec.– Dobra, dawaj chłopie. Trzeba żyć. Na piłce świat się nie że miałem te studia, ułatwiły zmianę trybu życia. Przyszła też ciekawa oferta z Kolbuszowianki, gdzie jako 24-latek miałem zostać pierwszym trenerem. To była IV liga. Strasznie się w ten projekt wciągnąłem. Sprowadziłem nawet Darka Marciniaka, który był po wiadomych przebojach. Trzy miesiące woziłem go na treningi, razem dojeżdżaliśmy z Rzeszowa. Przegadaliśmy wiele godzin. Byłem pewien, że wychodzi ze swoich problemów. Nie pił wtedy kropli alkoholu. A jednak tydzień przed ligą poprosił o parę dni wolnego, powiedział, że chce wrócić w rodzinne strony. Już z nich nie pan zaczął trenerkę, obiecujący było źle, ale człowiek został w tej regionalnej piłce, nie wyszedł czym się pan zajmuje?Razem z Przemysławem Matulą jestem trenerem Mobilnej Akademii Młodych Orłów na się miewa tata?A bardzo dobrze. Dwa razy w tygodniu gra w tenisa. Często jeździ na wydarzenia sportowe. Jest syn idzie piłkarskim szlakiem?Nikt go nie zmuszał, ale miał próby. Dużo sportu uprawiał. W którymś momencie powiedział jednak, że nie chce się na ostro w to angażować. Idzie inną drogą, świetnie się uczy, ma inne pasje. Bardzo mu pan patrzy na ligę wtedy a dziś, to gdzie zauważa największe różnice?Powiem to, co każdy dawny piłkarz: zazdrości się stadionów. Legia czy Lech miały fajne obiekty, ale gdzie im do tego, co jest teraz. Szkoda natomiast, że dziś te piękne obiekty nie są wypełnione. Powinny piłka natomiast jest dziś zdecydowanie szybsza. Co tu kryć, można mówić, że było kiedyś więcej indywidualności, że technika, ale myśmy taktycznie byli jak rozlane mleko. to był taktyczny trzeci świat, byliśmy panu życzyć?Zdrowia, jak jest zdrowie, to wszystko jest koniec spytam: jak pan ocenia bramkę na Wembley taty z punktu widzenia napastnika?Akcja pierwszorzędna. Co do wykończenia… Kiedy napastnik oddaje strzał w stronę bramki, ma za zadanie strzelić. Decyzja o strzale była bardzo dobra, a reszta jest historią. Leszek MilewskiFot. NewsPix
Nobody is making you do not gonna cure him with force papa son. You won't cure him with force Papa is going to make you do you hear me? Nobody is going to make you do you hear me? Nobody is going to make you do anything?Nobody's gonna make you do być piratem. Nikt nie zmuszałby mnie do mycia thing about being a pirate Nobody's gonna bother you about washing' your feet. tak jak robimy obecnie w odniesieniu do lodówek na przykład za pomocą wyraźnie uwidocznionej etykiety lub will not obligate anyone; we will only inform people as we are doing today with refrigerators for example by means of a clear label or a sticker. Wyniki: 190, Czas:
polski arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński angielski Synonimy arabski niemiecki angielski hiszpański francuski hebrajski włoski japoński holenderski polski portugalski rumuński rosyjski szwedzki turecki ukraiński chiński ukraiński Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń wulgarnych. Wyniki mogą zawierać przykłady wyrażeń potocznych. Nikt cię do tego nie zmuszał. Nikt cię do tego nie zmuszał. Nikt mnie do tego nie zmuszał. On jej do tego nie zmuszał. Nie znaleziono wyników dla tego znaczenia. Wyniki: 613. Pasujących: 18. Czas odpowiedzi: 182 ms.
Milena i Anna wybrały zawody stereotypowo uznawane za męskie. Jedna poszła na inżynierię lądową, druga zajęła się programowaniem. Zanim zostały studentkami wielokrotnie słyszały, że właśnie studia techniczne zapewnią im wygodne życie. „To tam są pieniądze” – powtarzano w ich rodzinach. Na pierwszą naprawdę satysfakcjonującą pensję musiały jednak pracować znacznie ciężej i o wiele dłużej niż ich koledzy. Dlatego Milena postawiła na cierpliwość, a Anna na własną działalność. Milena Milena chciała zostać lekarką, jak jej mama. Pani Bożena uważała jednak, że bycie lekarzem w Polsce jest ciężkim kawałkiem chleba. – To ja doradziłam jej Politechnikę - mówi. – Nie chciałam, żeby dyżurowała nocami, stresowała się i jeszcze słabo zarabiała. Pomyślałam, że jako inżynier będzie miała lepsze życie. - Pamiętam gdy ruszała kampania „Dziewczyny na Politechniki” – wspomina Milena. - Był 2006 rok a ja akurat szukałam praktyk. Nikt mnie nie chciał. Ani mnie, ani moich koleżanek. Nikt nie chciał dziewczyn. Myślałam wtedy: fajnie, że ktoś chce przełamywać stereotypy i zachęcać uczennice do studiów technicznych, ale co z pracodawcami? Kto zmieni ich myślenie? Według Mileny najważniejsza przyczyna gender pay gap to właśnie stereotypowe podejście do płci i utożsamianie kobiet z domem, opieką oraz wyłącznie miękkimi umiejętnościami. - Niestety, nie wystarczy, że ty sama przełamiesz swoje ograniczenia, będziesz ciężko pracować i ukończysz np. inżynierię lądową – mówi Milena. – Jeśli po wyjściu z uczelni nie trafisz na kogoś, kto również odrobił swoją pracę domową i jest na tyle otwarty, by uwierzyć, że jako dziewczyna dasz sobie radę, będzie ci cholernie ciężko. W każdym razie trzynaście lat temu to był koszmar. Zobacz także: "Mówią do mnie 'pani ładna' i pytają, gdzie jest mop. Dzięki temu wiem, gdzie moje miejsce" Choć wielu kolegów Mileny miało gorsze wyniki od niej, praktyki a później pierwszą pracę znaleźli bez najmniejszego problemu. Zdesperowana dziewczyna zaczęła szukać czegoś poza Warszawą. I rzeczywiście, mniejsze miasto doceniło jej wykształcenie i ambicje. Na trzy miesiące przeniosła się do Łodzi. Praktyki były bezpłatne, ale życie w innym mieście już nie. Żeby je zaliczyć pozbyła się więc niemal całych swoich oszczędności. – Pomyślałam, że to inwestycja, która się zwróci. Dostanę rekomendacje i później będzie już łatwiej. Niestety, nie było. Po skończeniu studiów Milena nie mogła znaleźć pracy w zawodzie przez ponad rok. - Widziałam jak córka popada w coraz większą depresję. Czułam się fatalnie, bo ta Politechnika była w końcu moim pomysłem. Zaczęłam więc sama pytać o pracę dla niej. Znajomych, innych lekarzy, a nawet pacjentów. Po roku udało mi się załatwić dla niej trzy niewielkie zlecenia. Każdy co jakieś trzy miesiące. Ludzie byli z niej zadowoleni, świetnie sobie radziła na budowach, ale nadal nikt nie chciał jej na stałe. Nie miałam wątpliwości, że powodem jest wyłącznie jej płeć. - Nie, nigdy nie myślałam, żeby z tego zrezygnować. Jasne, miałam takie momenty, kiedy żałowałam, że podsłuchałam mamy i nie poszłam na medycynę, ale nigdy się nie poddałam. I to jest chyba to, dzięki czemu w końcu mi się udało. Wytrwałość. Dzięki wsparciu mamy - temu, że jeszcze trzy lata po ukończeniu studiów nie musiała martwić się o utrzymanie – Milena zyskała doświadczenie i na tyle dużą ilość referencji, że w końcu dostała pierwszą poważną pracę. Niska wypłata wcale jej nie zniechęciła. Żarty kolegów również. Miesiąc po miesiącu, ze stoickim spokojem udowadniała swoje kompetencje. Rok po roku rozwiewała ostatnie wątpliwości. Dziś Milena pracuje w tym samym miejscu. Ale dziś jest już dyrektorką. - Nigdy nie zapomnę, że nawet w tych najgorszych momentach, zawsze mogłam liczyć na moją mamę. Nie każdy ma taki komfort. Dlatego wymyśliłam program praktyk wyłącznie dla dziewczyn. Chodzi o wyrównanie szans, ale także o stworzenie przyjaznej przestrzeni, w której nikt nikogo nie ocenia. Celem jest także tworzenie sieci kontaktów, bo gdy dziewczyny rozchodzą się później do różnych firm, nadal mogą wymieniać się doświadczeniami i wzajemnie się wpierać. Ja bardzo wierzę w kobiecą współpracę. I wierzę, że dzięki niej przyspieszenie zmian jest możliwe. Ale muszę jeszcze przekonać do tego kolegów. Zobacz także: Gender pay gap, czyli jak to jest z tą różnicą w zarobkach? Ania Anię zawsze fascynowały wszelkie maszyny. Jako mała dziewczynka lubiła przeczesywać plac zabaw w poszukiwaniu śrubek i tajemniczo wyglądających części. Mówiła, że kiedyś złoży z nich samochód. Niestety, w tajemnicy przed nią rodzice co jakiś czas opróżniali wypełnione metalem szufladki dziecięcej szafki. Przerzuciła się więc na składanie komputerów. W realizacji tego celu już nic nie stanęło jej na przeszkodzie. Pierwszą stronę internetową Anna zbudowała mając trzynaście lat. Nikt jej tego nie uczył. Sama nauczyła się też pozycjonować strony, tworzyć grafiki a później także programować. Kiedy dostała pracę w firmie programistycznej poczuła, że w końcu została doceniona. Niestety, nie było tak kolorowo, jak się spodziewała. - Prawda jest taka, że do pracy polecił mnie kolega. Zostałam sprawdzona i musiałam wykazać się umiejętnościami i wiedzą, ale bez tego polecenia pewnie jeszcze długo byłabym bezrobotna. Dziewczynom nie jest łatwo się przebić. Szybko okazało się, że podczas gdy koledzy Ani zajmują się wyłącznie zleceniami dla klientów, na nią wciąż spadają jakieś dodatkowe zadania. Zanim się obejrzała była nie tylko programistką, ale także osobą odpowiedzialną za kontakty i podtrzymywanie relacji z klientami. Wkrótce miała także zdobywać nowych klientów. - Koledzy uważali, że jako kobieta sprawdzę się w tej roli lepiej od nich. Moja premia zależała jednak od programowania, a dodatkowe zadania tylko utrudniały mi wyrabianie normy. Musiałam więc zostawać po godzinach. Kiedy z pracy odeszła księgowa poproszono Anię, by tymczasowo zajęła się także wystawianiem faktur. Próbowała być asertywna, ale w końcu ugięła się. W ten sposób programowanie zaczęło wypełniać nie tylko jej wieczory, ale także weekendy. - Po miesiącu zorientowałam się, że szef nawet nie szuka nowej księgowej. Ja już byłam wtedy na tyle zmęczona, że puściły mi nerwy. Powiedziałam mu co o tym wszystkim myślę. Byłam gotowa odejść, ale on zaproponował mi podwyżkę. Nie była duża, ale zamknęła mi usta. Tydzień później, gdy całkowicie przejęłam księgowość, odkryłam jednak, że nawet z tą podwyżką zarabiam trzy lub więcej razy mniej od pozostałych programistów - mężczyzn. Mężczyźni mieli dłuższy staż, ale nie wykonywali więcej zleceń od niej. Chciała zarabiać tyle co oni, więc postanowiła znów porozmawiać z szefem. -„Znam kobiety, które zarabiają więcej ode mnie. Nie rozumiem w czym problem” – powtarzał. Nie rozumiał, że nierówność jest w jego własnej firmie. Utrzymywał, że wszystko jest tak, jak należy. A do idealnej równości potrzeba czasu. Ale sam czas przecież nie wystarczy. Trzeba też działań. Ania postanowiła opuścić firmę. Dziś nadal programuje, ale robi to pod własnym szyldem. - Początki nie były łatwe. Kilka lat temu firmy nie były otwarte na programistkę. Żeby chociaż dostać szansę zaczęłam więc udawać handlowca i mówić im o programistach, którzy niby ze mną pracują. Dopiero po miesiącach udanej współpracy moich kontrahentów przestało obchodzić, kto ze mną pracuje. Nabrali zaufania. Dziś mogę być w pełni sobą. A w mojej firmie pracują niemal same kobiety. Ale jak mówię, początki nie były łatwe. Zmiany Zarówno Ania jak i Milena widzą zmiany, jakie nastąpiły w ciągu ostatnich lat. Cieszą się, że dziś dziewczynom jest choć trochę łatwiej. Ale nie mają wątpliwości – to wciąż za mało! A zmiany przychodzą za wolno. – Jeśli chcemy je przyspieszyć, musimy być bardziej solidarne – mówi Ania. Zobacz także: "Równość płci kończy się tam, gdzie trzeba podnieść 50-kilową skrzynię z rybami”
Wy mówicie na nas psy Bo lubimy sobie węszyć Tam gdzie dzieje się coś złego To jestesmy zawsze pierwsi Mundur, pistolet, gaz i kajdanki Jesteśmy jak skalpel Co usuwa chore tkanki Ciebie napędza hejt i szyderstwo Ja na sztandarze mam "honor i męstwo" Jestem tak jak ty człowiekiem z krwi i kości Dla tych co łamią prawo - zero litości Jak pies wierny, dążący do celu, Nie zginam karku, nie odczuwam też lęku Próbujesz mnie skrzywdzić i drwisz sobie z prawa Za mną stoi sfora, a to już nie zabawa W boju zjednoczona wielka granatowa armia Na piersi połyskuje dumnie blaszana gwiazda Niezbędne ogniwo sprawiedliwości, Sfora jest gotowa zapolować dziś na kościJestem policjantem, czyli JP Psy Dają Głos, nie HWDP Chcę wam dać prawdę Dumny z bycia psem Prosto z ulicy rap Tu bez żadnych ściem Robimy porządek na polskich ulicach Zło czy dobro, cienka niebieska linia Funkcjonariusze, creme de la creme Psy Dają Głos, dumny z bycia psemOpanowanie, perfekcja, profesjonalizm Każdy niebieski brat życie zostawia na szali Wychodząc z domu nigdy się nie wie Czy zdejmiesz kogoś, czy zdejmą ciebie Nikt mnie nie zmuszał, sam tego chciałem Był inny zawód, taki wybrałem Bo w moich żyłach pulsuje niebieska krew Ulica jest jak dżungla a ja jestem jak lew W tej grze to ja ustalam reguły gry Gdy nie wystarczy ryk wtedy pokazuję kły Chcemy wam dać prawdę, posłuchajcie tego chóru Jestesmy glinami, nawet po zdjęciu munduru I wielu naszych braci odeszło do psiego nieba Bo gdy inni patrzyli, zachowali się jak trzeba Cześć ich pamięci, wyje wataha Trzymamy linię, ta noc jest naszaJestem policjantem, czyli JP Psy Dają Głos, nie HWDP Chcę wam dać prawdę Dumny z bycia psem Prosto z ulicy rap Tu bez żadnych ściem Robimy porządek na polskich ulicach Zło czy dobro, cienka niebieska linia Funkcjonariusze, creme de la creme Psy Dają Głos, dumny z bycia psem(Świadom podejmowanych obowiązków policjanta, ślubuję...)(Jasna cholera, mam wrażenie, że zaraz zaroi się tu od federalnych.)Siemano mordy, mówi Sierżant Bagieta Nie ujawniam swojej twarzy kiedy tego nie potrzeba Zaproszony tu gościnnie przez Psy Dające Głos Wypuszczamy dla was ten oldskulowy sztos My zawsze na prawie a ty na jego kontrze Będziesz zaraz szlochał, ja wiem o tym dobrze Sebiksie, Karyno, Dżesiko, Brajanie To już szósta rano, słyszycie pukanie? To ja uzbrojony we wszelkie procedury Jesteście bez szans jak wobec trutki szczury Szanując waszą godność na podstawie prawa Będę was tropił, to jest moja zabawa Ślubowałem na sztandar że będę was ścigał Zaprowadzić porządek - to jest moja misja Moją służbę wyznaczają jasne priorytety Jeśli złamiesz prawo to będziesz następnyJestem policjantem, czyli JP Psy Dają Głos, nie HWDP Chcę wam dać prawdę Dumny z bycia psem Prosto z ulicy rap Tu bez żadnych ściem Robimy porządek na polskich ulicach Zło czy dobro, cienka niebieska linia Funkcjonariusze, creme de la creme Psy Dają Głos, dumny z bycia psemJestem policjantem, czyli JP Psy Dają Głos, nie HWDP Chcę wam dać prawdę Dumny z bycia psem Prosto z ulicy rap Tu bez żadnych ściem Robimy porządek na polskich ulicach Zło czy dobro, cienka niebieska linia Funkcjonariusze, creme de la creme Psy Dają Głos, dumny z bycia psem(Ja zawsze siebie samego nazywałem psem Ale nie w kontekście złego, tylko w kontekście dobrego Pies przede wszystkim jest wierny.)
nikt mnie nie zmuszał sam tego chciałem